Kończy się jesień
coraz chłodniej
na połowie globu zamieszanie
nadchodzi data nieziemska
kochające serce pamięta
co wkrótce się znów stanie
kiedy zabłyśnie betlejemska
gwiazda prawdziwej nadziei
wśród śnieżnych zamieci i zawiei
jej blask w białym puchu się odbije
który pola jak grubą pierzyną pokryje
wiatr za oknem jeszcze szaleje
ale wkrótce się uspokoi
niech zło ze świata wywieje
skończy wreszcie udręka
i spojrzymy na innych pogodniej
niczym na słowa
zaczarowanego zaklęcia
nadchodzi Jedyna Miłość
pod postacią Bożego dziecięcia
zimny kamień cały pęka
nadchodzi pora zimowa
a wraz z nią
powoli
idą Święta
„Armia”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Wzywam Was
Nadszedł już czas
Powstańcie Bracia z mogiły
Powstańcie jak ja powstałem
Macie w sobie dużo siły
Nekromantą zostałem
Armii nadszedł czas
Żywych i Umarłych
Dawnych i Poległych
Królowa jest wśród nas.
Krollord Gdynia listopad 2019
Wiersz wraz z muzyką dostępny na moim kanale youtube, polecam.
link do wiersza z muzyką
Pozdrawiam Serdecznie
Krollord
ps. Zapraszam do Subskrypcji :)
Nie pytałeś -
wszystko samo się stało -
usta połączył słodki pocałunek.
Spojrzałeś -
wszystko za szybko się działo -
nie zatrzymałam czasu.
Poczułam,
jak odlatujesz w powietrze -
jak wiatr -
wiatr, który już nigdy nie wróci.
Unoszę się na gładkiej tafli
solą nasączona woda
pozwala bezwładnie rozłożyć ręce
nie poruszam się więcej
Nie zakłócam spokoju
ogarniającej ciszy
kręgów żadnych nie tworzę
wiatr w obłokach nie usłyszy
Oddechu mojego żalu
na policzku ocean się rozlał
nos widzę ląd ostatni
na czubek jego chętnie bym dotarł
Stanął suchą stopą
suchą stopą stanął na szczycie
osuszył ciało zmarźnięte
zapomniał czym jest życie
Czy sklei kropla słona
będące w ciągłej usterce
popękany porcelanowy wazon
ciągle bijące serce
Ukojeniem dla zmysłów
białe kwitnące róże
dla uczuć ocean spokojny lez
więc cały się w nim zanurzam
W czarną noc bez gwiazd
z księżycem wkurzonym
na skrzypiącym krześle
pisze anty-poeta
o twarzy pomarszczonej
w starym swetrze
postrzępionym
w jednym dziurawym bucie
wsłuchując się w ciszę
która mówi do niego
cały czas
w godzinie oznaczonej
kot tańczy na drucie
w ogrodzie wciąż śpiewają dzwonki
na ulicy marzenia
pokątnie sprzedają
w czarną noc słowa zbiera
anty-poeta
tej nocy też nie wypije i nie zje
chudy kundel dołączył do kota
a do dzwonków piszczałki
w zimnym pokoju
bo nie miał na zapałki
na ostatnim skrawku papieru
kartce poplamionej od przecieru
albo majonezu Majo
anty-poeta pisze anty-poezje
Kochanie zgubiłam się -
w świecie przykrych twarzy.
Kochanie pomóż mi -
nim ktoś z nich zauważy.
Odnajdź mnie wśród mgieł,
doprowadź do domu serc.
Chodź ze mną brzegiem -
wiem, że trudno to rzec.
Gardło rozpruwa ostry nóż -
nie odnajdę dobrych słów.
pytania - bez odpowiedzi,
dobre i złe momenty -
trzeba przeżyć.
Nie potrafię złapać motyla,
ani narysować krajobrazu -
ale wciąż próbuję na nowo.
Nie potrafię wymazać
wspólnych pięknych chwil -
choćbym chciała.
Ale potrafię kochać -
kochać całym sercem,
do utraty tchu i sił.
Im bardziej się staram -
tym bardziej obrywam -
życie kaleczy serce.
o tych którzy
o mnie pamiętają
w czasie pogody
i w czasie burzy
kiedy kwiaty się mają
albo gdy liście opadają
ale są i tacy co dawno
o mnie zapomnieli
skończyli zanim zaczęli
w zwykły szary dzień
albo podczas niedzieli
i nie chcą z ciszą zgody
pozostał jedynie cień
po znajomości
przyjacielskiej zażyłości
serca cierpliwości
i wzajemnej miłości
ostatni nadziei usechł pień
życie to nie poezja
gdzie wszystko się poukłada
jak strofy i rymy niezmiennie
zmienia się wciąż codziennie
nazwisk tych
co nie pamiętają
też nie pamiętam
od tak wielu dni
myśl z głowy się cała rozpada
ktoś puka do drzwi
amnezja
Fotel stoi pusty Twój ulubiony
tęsknię mamo za rozmowami
zatrzymany czas przerwany wiersz
jesiennych liści szelestem pisany
niesie Twą duszę do wiecznej krainy
pośród łąk lasów dziś płaczliwych
Nie powiesz - Co u ciebie kochany?
milczą kamieniem pokoju ściany.
Sad bez Ciebie bezludną wyspą
strumieniem mgły szarej zalany
tatku przyjacielu mój uwielbiany
rozłożysty kasztan zamiast owoców
teraz zsyła perły łez na ziemię
Nie zagadasz - Jestem dumny z ciebie
czuję jak oddycha cierpienie.
Kazimierz Surzyn
Dam Ci jeden mały promyk nadziei,
dam piękne, deszczowe i pochmurne dni.
Dam jeden gest, który jest tak ważny -
jak ważny jesteś dla mnie tylko Ty.
Weź moje serce i schowaj dla siebie -
tylko nie rań i dbaj jak o dziecko.
Podaj dłoń, kiedy będę w potrzebie -
nasz związek to nasze zwycięstwo.
„Życie”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Mroczny Las
Dawny Czas
Miejsce schadzek
Dusz zasadzek.
W Blasku Księżyca
Miłości Wilczyca
Woła i wyje :
„Zostań póki żyje”
Krollord Gdynia pazdziernik 2019
Wiersz z moją muzyką dostępny na moim kanale
link https://youtu.be/BI8Y4f0JWxA
Zapraszam Serdecznie do Subskrypcji kanału
Pozdrawiam
Krollord
Twoja facjata ma złamany uśmiech -
zmęczone oczy na szarym pejzażu,
poplątane nasze myśli bez uciech -
głupi rozum o podnietach wciąż marzy.
Nasz zamek runął gruchotem o ziemię,
miłość jak wino dawno wywietrzała -
rutyna wkradła się w nasze życie -
płomienna namiętność już dawno zgasła.
Pozostało tylko przyzwyczajenie -
wygoda życia - przecież tak jest łatwiej.
Na poduszce łza - cichutkie kwilenie -
brak dziś w świecie miłości tak rzadkiej.
każdy ma swego anioła
moje serce głośno woła
i do serc innych puka
znów dusza moja szuka
dziś spotkałem mojego stróża anioła
schłodził mi twarz swymi skrzydłami
zroszoną słońcem z nieba upałem
a serce wołało wciąż między wierszami
kiedy znów anioł odleciał z powrotem
nikt nie wiedział co nastąpi potem
jedno pióro ze skrzydła mi zostało
i nim do Ciebie dziś list napisałem
nie pisz NIE a tym bardziej TAK
daj mi tylko ten jeden
maluteńki skrzydłem anioła znak
przemień życie w eden
pragnę za bardzo czy wciąż za mało
Na ścieżce gdzieś tam
nie wiadomo gdzie
kałuża wysycha
pod krzewem ptak moknie
od ostatnich kropli deszczu
jak porannej rosy
które padają na lipcową trawę
niebo coraz jaśniejsze
wszystko wreszcie ucicha
lekki wiatr rozwiewa
pięknej dziewczynie włosy
łowię myśli nad marzeń stawem
mówię znów tak tak zamiast nie nie
słońce uśmiecha się w oknie
już nie przejrzy się kokieteryjnie
w kałuży
bo jej nie będzie
przepadnie
w ciszy po burzy
jeden nieśmiały pocałunek
ledwie muska obojga usta
o niczym tylko rozmowa
beznamiętna i pusta
ona po tylu przejściach
on nie może dobrać słowa
czas mija tak bardzo szybko
piasek przesypuje się przez dłonie
jak w klepsydrze wyznacza godziny
a z nimi wszystkie porażki i straty
zostaniesz zostań proszę
ja cię zatrzymam dogonię
nie mogę mam pociąg nie
odpowiada ukradkiem ociera łzę
nie będzie dla nikogo złotą rybką
kiedy coś w bólu się rodzi
nareszcie jestem bogaty
mówi i bez pożegnania odchodzi
w nieznanym kierunku w dal
od ostatniej może takiej dziewczyny
znika jak ten biały statek w oddali
w ostatni dzień ostatniego lata
wiatr od morza trawy kołysze
i tylko szum spienionych fal
rozdziera przeraźliwą ciszę
jakby nadszedł koniec świata
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
Dziadzio uwielbiany
miał cukierki pod ręką
i mądrości życiowe
kupił mi Azorka
zmarł latem
na zawał
Wuj Józef
biegaliśmy razem
niosąc przyrodę na plecach
podarował mi skuter
i nauczył na nim jeździć
umarł wiosną
miał wylew
Babcia Marianna
karmiła mnie owocami sadu
częstowała nalewkami zdrowia
pamiętam zapach i smak chleba
który pieczołowicie piekła
zmarła zimą
miała raka jelit
Edek mój rówieśnik
strzelił tysiące bramek
zawodnik stulecia
zmarł jesienią zadumą
miał atak serca
Jasiu przyjaciel
rozweselał serce
celnym dowcipem
aż skaczący brzuch
sięgał mi gardła
utonął w rzece
Sąsiad szlachetny
zafundował mi przejażdżkę
brązowym koniem
z czarną szatańską grzywą
zmarł na raka żołądka
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
A mnie
serce boli
dusza w żałości
goryczą dławi
i łzy wypełniają
źrenice
Smutno mi
bo to spotkanie
tak krótko trwało
Kazimierz Surzyn
Próbuję odnaleźć między wierszami
Jedyny ślad na zawsze utrwalony
Przewracam życia kolejne strony
Pojednany na zawsze z myślami
Niewidzialna dla serca jak powietrze
Lecz to nie moim będziesz oddechem
Oblicze szczęścia już coraz bledsze
Fatum pozdrawia mnie ze śmiechem
Nic się nie zaczęło i nic nie skończyło
cicho nucę
,,Nie ma Cię nigdy nie było,,
„Przebudzenie”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Korytarz z drzew
Droga z rzeki
W powietrzu śmierć
Na ziemi kręgi
Ustawili wokół ciała
Kapłani Magowie
Wołają , krzyczą
„Królowo Wspaniała !!!”
Wtem wiatr zesłany z lasu
Borsa otulił, stanął w blasku.
Kobieca postać się poruszyła
Królowa tu przybyła.
„Wstań Mój Miły” rzekła osobliwie
„Zbudź się , Przebudź !!!
Masz w sobie duzo siły
Dzwony będą biły”
„Lecz Dusze Ci odbiorę
Dam moce potrzebne
W dzień w umarlaka przebiorę
Nocą Serce zabiorę.”
Lothara magia wskrzesiła
I tak jak Królowa mówiła
Tak …..zrobiła
Krollord Gdynia pazdziernik 2019
link do mojej muzyki i wiersza
Zapraszam do subskrypcji mojego kanału.
Ania miała uplecione blond warkoczyki
Basia prześliczne szarozielone oczy
Celinka uśmiech miała przeuroczy
Danusia uwielbiała zawsze moje wierszyki
Ewunia często chodziła ze mną do teatru
Fredzia pisała mi wspaniałe sonety
Grażynka nie chciała męża niestety
Halinka tak bała się burzy i silnego wiatru
Iwonka nosiła przez cały rok same szpilki
Jagódka bardzo zawsze zasadnicza
Kasi uśmiech nie schodził z oblicza
Lucynka nie czekała na nic jednej chwilki
Łucja do końca została dla mnie zagadką
Marysia zawsze lubiła porządki
Natalia dbała o ogródek i grządki
Ola przychodziła na randki bardzo rzadko
Paula tylko śpiewała kiedy była w łazience
Renia pamiętała o moich imieninach
Sabinka tak chętnie chodziła do kina
Tereskę najbardziej lubiłem brać na ręce
Urszulka pisała do mnie lecz tradycyjne listy
Xymeny serce chyba było ze złota
Weronika stawiała mi często tarota
Zuzia bez parasola chodziła w dzień dżdżysty
Źdźbło prawdy pora wyjawić w tym oto wierszyku
Żony tu nie ma i nie będzie – została w pamiętniku
Ile to już razy pisałem do szuflady
już nie policzę bo tych rymów tysiące
ile razy serce milczało cierpiące
liczyć teraz nie będę i posłucham rady
że najbardziej bolą rany te rozdrapane
niż takie które całe lata się goją
i gdy nowe sny będą mi jako zbroją
ja z jednym wybranym do końca pozostanę
i nie poczuję już tak smaku samotności
a tym bardziej serca bólu z cierpienia
w świętym blasku nie znajdę ni razu cienia
pośród promieni zanurzonych w tej czułości
góra ze spełnionych marzeń się ciągle piętrzy
jakby chciała do nieba ponad obłoki
co dzień coraz bardziej śmiałe stawiam kroki
po moście nadziei utkanym z łuku tęczy